Mariusz Włoch Blog

Zapraszam cię też na:

Polityka cookies

Sport i zdrowie

Highway to Hel(l), czyli debiut z...

31 października 2019

Dziś tzw. Halloween, masa dzieci i osób pełnoletnich przebiera się za przeróżne straszydła, pragnąc w ten sposób...

Meantime, czyli podróż wehikułem...

18 listopada 2018

Może to przez tę aurę, bo mży, jest mgliście i ogólnie niesympatycznie, pogoda może być zatem wygodnym wytłumaczeniem każdego rodzaju...

Grudzień w środku lata, czyli Tomasza...

9 sierpnia 2018

Do napisania czegoś mądrego na temat albumu Tomasz Stańki December Avenue zabierałem się już ponad rok temu, zaraz po nabyciu płyty. Powyższe...

Made in heaven, czyli w ambientowych przestworzach

26 grudnia 2018, komentarze (1)

W sumie to wszystko przez dzisiejszą audycję w „Trójce”. Audycja rozpoczęła się po godzinie 16, trwała prawie 2 godziny, a jej tematem przewodnim była historia grupy Queen. No i mimo że znam tę historię dość dobrze, to i tak dałem się wciągnąć i wysłuchałem całości. Pokłosiem tegoż jest ten tekst, który możesz przeczytać, jeśli nie masz nic innego do roboty, oraz niezapomniane utwory Queen, których możesz posłuchać we własnym zakresie z zapewne legalnych źródeł. U mnie rozbrzmiewa płyta „Made in Heaven”, a konkretnie ostatni, ukryty na niej kawałek. O nim za chwilę.

W tym roku popularność Queen została odświeżona filmem „Bohemian Rhapsody”, filmem, który – o ile mi wiadomo – spotkał się raczej z dobrym przyjęciem. Osobiście filmu nie oglądałem i nawet nie mam tego w planach, bo przecież wiem, jak się skończy, a po drugie tego typu produkcje niosą z sobą spory ciężar emocjonalny. Pamiętam dobrze moment, kiedy usłyszałem, że Freddie nie żyje. Usłyszałem to na dużej przerwie w poniedziałek 25 listopada 1991 roku, na korytarzu mojego ogólniaka, a konkretnie na parapecie, na którym siedziałem nielegalnie. A nielegalnie dlatego, że tamtego dnia dyżur pełniła pewna matematyczka, która uwielbiała korytarzowy porządek rodem z gułagów. Ok, wiem, to dla naszego dobra było, żeby nam się członki nie zastały po siedzeniu na lekcjach, jednak ona przodowała w dążeniu do tamtej ruchowej doskonałości podczas przerw. Dodam, że owa pani przejęła nas jako czwartoklasistów – po trzech latach normalnej matmy trafiła nam się tamta kobieta. Osobiście matematykę bardzo lubię, na szczęście tamta pani nie zabiła tej sympatii.

A o śmierci Freddiego powiedział szkolny radiowęzeł. W tamtym czasie szanowałem Queen za ciekawą muzykę, choć preferowałem mocniejsze uderzenie, m.in. Napalm Death, Deicide czy inny Morbid Angel. Poza tym to były inne czasy, ma się rozumieć. Nie było Internetu, istniały mniej lub bardziej dostępne magazyny, które kształtowały muzyczne upodobania, cenna była także pomoc kolegów, z którymi można było wymieniać się kasetami.  Wtedy na pytanie „jakiej muzyki słuchasz?” pytany był w stanie udzielić konkretnej odpowiedzi, dziś wszystko stało się jakieś rozmyte. Na pytanie „Czego słuchasz?” często pada odpowiedź: „wszystkiego”. Czyli – niczego?

Tak naprawdę pewne fakty jesteśmy w stanie pojąć dopiero po latach. Skończył się Queen, skończyła się pewna epoka w muzyce, ludzkość wybiła pewne gatunki zwierząt tak dokładnie, że nawet w zoo nie da się ich obejrzeć. Każda epoka ma swój koniec. Epoka ludzkości zapewne też kiedyś się skończy, być może np. wyparujemy na skutek nadmiernego ocieplenia. No dobra, dość tego jasnowidztwa. 

Słucham ostatniego kawałka na płycie „Made in Heaven”. To ukryty, niewymieniony na liście kawałek, bez tytułu, trwający ponad 22 minuty. To nie rock, to raczej rodzaj ambientu, z różnymi dźwiękami, pojawiającymi się chwilami dość nieoczekiwanie – jeśli posłuchasz tego po raz pierwszy i nie wystraszysz się w 13 minucie i 30 sekundzie, to gratuluję. To utwór, który płynie i jeśli tylko na to pozwolisz, zabierze cię w ambientowe przestworza. Oczywiście są pewne warunki uczestnictwa w tej podróży – wyłącz ten cholerny telefon, usiądź przed dobrym sprzętem i zatop się w dźwiękach, które popłyną z głośników. Miłośnicy muzyki z pewnością przyznają mi rację, że tego typu doznań nie da się porównać z niczym innym. A kto tego nie rozumie, to trudno, przecież nie musi. Jesteśmy różni, na szczęście. Show must go on.

1 komentarz

backonik, 05.01.2019, 21:21

ech klasyka, uwielbiam Queen, trzeba się w końcu umowic na to piwo.... bohemian tez ladnie brzmi w moim aucie....